Weekend zaczął się niewinnie, czyli piątkowe piwko przy filmie i pomysł aby się gdzieś przejechać póki jest ciepło. Ok, tylko gdzie i kiedy? Na to pytanie odpowiedział Nam nasz znajomy z forum, który już w tym czasie zarzucił temat Branna, Czechy. W ten weekend akurat odbywają się wyścigi zabytkowych motocykli. Super! A więc lecimy. W sobotę szybkie przygotowanie, wymiana kilka PLN na Korony, krótki sen i pobudka o 5 rano (strasznie wcześnie jak na niedziele). Na 6:30 planowany wyjazd ze Statoil w Kaliszu.
A więc ruszamy. Jeszcze przed spotkaniem małe zamieszanie (zapomniałem apteczki i zestawu naprawczego), problem z mocowaniem kufrów przy Fazerku. Udało się. Na stacji jest już większa ekipa i czekamy na resztę. Jedziemy. Maszyn chyba z 15 więc spora grupka jak na niedzielny poranek ;)
Trasa na Wrocław, więc nie było innej możliwości niż zatrzymać się na „słynnym” Orlenie przed Wrockiem. Kawka, ciepła czekolada, fajeczki … dla każdego coś dobrego. Wspólne foto i trzeba jechać dalej bo zaczyna się robić ciepło.
Obwodnica Wrocławia (jak dobrze że istnieje) i dalej kierunek na Kłodzko. W Ząbkowicach Śląskich dołącza do Nas kolejny zapalony biker. W między czasie okazało się, że u Zico (forumowy kolega) brakuje powietrza w tylnym kole.
Niestety na tej stacji nie działa sprężarka.
Kawałek dalej szybki stop na dopompowanie i w stronę granicy na Boboszów.
Tradycyjna fotka przy przejściu i już dalej Branna.
Przy okazji, Czeskie drogi górskie (tak zachwalane) w tym rejonie, nie są zbyt dobre, ale i tak lepsze niż większość u nas ;)
W Branna trzeba było zostawić motocykle przy moście bo wyżej odbywały się już wyścigi i nie było przejazdu, a miejsca na zaparkowanie też nie ma. Szybkie rozpakowanie, przebranie i idziemy oglądać jak takie wariaty latają po tym małym miasteczku ;)
Miejscówka przy samej drodze na zakręcie. Jest dobrze.
Słoneczko grzeje więc padł pomysł na „małe” piwko. Jak tu się nie napić czeskiego piwa będąc w Czechach ? ;)
W przerwie mała przeprawa na wyższy poziom miasta. W tym czasie następuje rotacja ludzi między miejscami widokowymi i szykowanie kolejnych zawodników do jazdy. Część z nas oczywiście się pogubiła lub poszła w inną stronę.
Startują. Hałas potworny, ale fajnie popatrzeć jak te motocykle kiedyś się ścigały i na dodatek robią to dziś. Powiem tylko, że pomysł ścigania się po tym miasteczku jest jak najbardziej trafiony. Górzysta struktura miasta (wzniesienia, zakręty, łuki) dodaje uroku takim wyścigom.
Zbliża się godzina 14 więc powoli czas zabierać się w dalszą drogę (trochę km nam zostało). Godzinka odpoczynku przy motocyklach (część z nas została na górze na kolejny wyścig). Ubieranie się i jedziemy. Niestety Branna zamknięta z powodu kolejnych rund (odbywały się do godziny 17), więc jedziemy objazdem (tutaj dopiero droga jest w strasznym stanie). Trasa prowadzi przez małe wioski w górach, po drodze zniszczonej przez czas (raczej jej już nie naprawiają).
Przejechaliśmy. Czas coś zjeść, zatrzymujemy się w Karlova Studánka. Niestety, brak kucharza i nie ma nic do jedzenia poza cukiernią. W takim razie ruszamy w drogę do domu. Zjemy gdzieś po drodze.
Przystanek przed granicą na małe zakupy ;) Tam na szczęście znajduje się restauracja i można coś wszamać. Zakupy i jedzonko (lub na odwrót). W tym czasie część motocykli poleciała już do przodu (chyba nie byli głodni).
W drodze powrotnej ostatnie tankowanie i trasa na Nyse. Za Nysą nie lecimy na Wrocław bo autostrada jest już płatna, a ta droga też nie jest zła (i to był chyba błąd). Okazało się że w drodze na Brzeg nasz kolega (z ekipy lecącej z przodu) miał mały wypadek. Przy hamowaniu wleciał w dziurę i wyrzuciło mu motocykl. Na szczęście nic poważnego się nie stało (poza wygiętym gmolem – ale przecież do tego służą).
Dalej już tylko problemy. Droga na Namysłów zamknięta i trzeba jechać objazdem. Nawigacje szaleją i prowadzą nas przez lasy (a zaczyna robić się już ciemno), szybkie przystanki na akcję typu, „czy my dobrze jedziemy ??„. Udało się wyjechaliśmy z lasów.
Stacja paliw, część tankuje, reszta odpoczywa. Trasa dalej już nie była taka zła, poza tym że robiło się strasznie ciemno a do domu ciągle daleko.
No ale nie mogło być przecież cały czas dobrze. W Namysłowie drogi rozkopane i trzeba czekać. Na wyjeździe urwała mi się tablica rejestracyjna (pękło mocowanie – nowe już zamówione). Szybki montaż na „krawacik” i lecimy. Teraz już tylko w trzy maszyny, bo inni zatrzymali się na stacji a reszta poleciała do przodu (może tak lepiej).
Strasznie ciemno, ale jedziemy. Kępno, Doruchów Grabów nad Prosną (w tych lasach na prawdę jest ciemno) w końcu dojeżdżamy do Kalisza. Przez te wszystkie dziury odkręciły mi się nakrętki od tylnego kierunkowskazu i jechałem z wiszącym przy kole. Przystanek, mocowanie „na szybko” i już w domu.
Czas dotarcia godzina 21:00. Grupa jadąca z przodu (od Namysłowa) przyjechała 15 minut później (nikt nie wie jak to się stało, skoro jechali tą samą drogą co my).
Wyjazd uznaję za bardzo udany i trasa 620 km była warta takich przeżyć, w końcu nie każdy tak spędza niedzielę.
Comments are closed.